Dlaczego nie daję na Orkiestrę – wyznania potwora

Dlaczego nie daję na Orkiestrę – wyznania potwora

Dodano: 
Jerzy Owsiak, prezes WOŚP
Jerzy Owsiak, prezes WOŚP Źródło:PAP / Lech Muszyński
Dziennik Zarazy Wpis nr 320 || O Owsiaku jak o zmarłym – można mówić tylko dobrze albo w ogóle. Zbliża się kolejna, tym razem kowidowa, edycja jego Orkiestry. Zawsze był dla mnie pewnym popkultorowym fenomenem, ale rozważania nad jego osobą to chodzenie po kruchym lodzie. Bo o Jurasie można tylko w lansardach. Postanowiłem zobaczyć, dlaczego tak jest i czy rzeczywiście na to zasługuje.

Mamy więc do czynienia z kimś na miarę świeckiego świętego III RP, bo jak ktoś coś powie o nim nie tak, to znaczy, że chce osłabić jego inicjatywę, a na jej końcu co roku jest przecież aparatura, która ratuje życie. A więc kto na Jurasa to ten jest jakaś patologia z uśmiercaniem, zwłaszcza dzieci, w tle. Jak będziesz grymasił to ci się wyciągnie zdjęcie malca w inkubatorze. I co nie dasz na takie truchełko, egoisto? Przeszkadzasz Jurkowi, który ratuje takie maleństwa, okrutniku? Mnie mocno zniesmacza cała ta atmosfera swoistego szantażu wokół Owsiaka. Widzę wiele fajnych osób, które zajmują się działalnością charytatywną, które robią swoje, ale nie wzbudzają takich emocji. Takie panie Błaszczak czy Dymna prowadzą swoje dzieło bez żadnego zamieszania. To pierwszy rys fenomenu Owsiaka. Jest zaangażowany politycznie, wyraźnie sprzyja opozycji, jest w swych działaniach mocno agresywny co jest raczej nieefektywne w charytatywie. Tu trzeba być dobrze ze wszystkimi, bo liczy się cel – zebrać jak najwięcej.

I tu trafiamy na fenomenalny chwyt Jurasa, a może odpowiedź na społeczne zapotrzebowanie. Większość medialnych motywacji zbiórki na Orkiestrę polega na tym, że zbiera się też trochę… na złość PiS-owi. Oczywiście jak rządzi. Co roku widzimy to szczególnie w social mediach. Kolejny rekord, a widzicie, nienawistniki? Owsiak jedzie ostro po rządzących, tych odpowiednich, potem wyciąga się jakąś reakcję któregoś z prawicowych szurów i stymulowanie konfliktu, w którym musimy pokazać kasą, że jesteśmy za Jerzym – gotowe. W dodatku chodzi czasami, i to bardziej szlachetna odmiana „na złość”, o ratowanie zbiórką rządowych zaniedbań pisowskiej służby zdrowia.

No to zobaczmy jak to z tym jest. Kwoty zebrane przez Orkiestrę to jedynie jedna tysięczna publicznych wydatków na służbę zdrowia. A większość uczestniczących jest przekonana, że inicjatywa ratuje upadającą służbę zdrowia. To dość duży rozziew pomiędzy realiami i narracją. No, ale przecież już jeden inkubator… Tak, ale my w tym miejscu o liczbach nie o emocjach. Ludzie wszędzie widzą aparaturę z serduszkami, a przecież większość urządzeń w służbie zdrowia powinna mieć naklejkę NFZ, a nie ma. Mechanizm jest taki, że Owsiak przed zbiórką definiuje coraz to inne obszary w służbie zdrowia, którym chce w danym roku pomóc. I pomaga – idzie tam sprzęt, gdzie jest namierzona taka nisza. Ale to nisza, a nie budżet, którą Juras w odbiorze społecznym „ratuje” przed upadkiem polskie szpitale. To jeśli chodzi o skalę.

No tu muszę wjechać z koronnym, kosmicznym dodam, argumentem zwolenników zbiórki Orkiestry. Jak ci się nie podoba to napisz oświadczenie, że jak ci się coś stanie (poziom wyżej – twemu dziecku) to zabraniasz zastosowania wobec siebie i bliskich aparatury z serduszkiem. Dobre. Mocne, a głupie… No bo tu wracamy do początku – o Jurasie i zbiórce tylko dobrze, a jak nie to cię… odłączą. No bo przecież grymasisz – to masz co chciałeś. Ale ja uważam, że sprzęt Owsiaka to pozytywny urobek, choć bohater mi się nie bardzo podoba. Dlaczego w takim razie trzeba by było mnie odłączać? Czy Owsiak i wszyscy którzy się składają na sprzęt co roku wymagają zgodności czołobitnych opinii o całej inicjatywie, jako warunku korzystania ze sprzętu? Ale jak dopytać dwuletniego szkraba? Może stosowne oświadczenie „kompatybilności” od rodziców? W najgorszym przypadku jakieś zaświadczenie, że dali na Orkiestrę. Narodowy Fundusz Zdrowia też mi się nie podoba, a więc mam w konsekwencji zerwać z siebie respirator i wyjść z sali operacyjnej?

Następna rzecz, która mi się nie podoba to kwestia transparentności całej inicjatywy. Owsiak ma już parę wyroków w sprawie nieujawniania finansowych szczegółów swojego charytatywnego holdingu. Tu nasz Juras jest bardzo nerwowy i konsekwentny. Zebrane jakoś dane pokazują, że kwestia proporcji sumy zebranych pieniędzy do wydatków na zakup sprzętu zniża się powoli do 50%. Tak, prawie połowa zbiórki, która już za rogiem, idzie na inne rzeczy niż te deklarowane przy święcie polskie charytatywności. Czyli z jednej złotówki 50 groszy na dzieci, a 50 na inne wydatki. To dużo, moim zdaniem zbyt dużo, ale zaraz przejdziemy do tego gdzie to idzie. Nie dość tego, to niektórzy wyrywni podłechtani rosnącymi wynikami zbiórki aktywują się zaraz po jej zakończeniu i wołają – a gdzie Kościół? My tu zbieramy a klechy to w Maybachy i wszystko pod siebie. Na początku celem był Caritas, ale okazało się, że cel został źle wybrany. Zresztą wyszło, że katolicki Caritas w cichości zbiera prawie dziesięć razy więcej, zaś na pomoc przeznacza prawie 99% zebranej kwoty. Reszta to koszty administracyjne organizacji samej pomocy.

Jak ta bańka pękła to Jerzy przerzucił się na ojca Rydzyka, w którym sobie szczególnie upodobał, zresztą chyba z wzajemnością. Redemptorysta z Torunia nikomu nie pomaga (tak?), bierze z publicznej kasy i jest Czarnym Ludem ateistycznej i kościołowootwartej części Polaków. Obiekt więc przetrenowany i pewny.

Orkiestra ponoć uczy Polaków charytatywności, jest więc wzorcem dla całych pokoleń, mamy już 29. edycję tej szkoły dobroczynności. Kiedyś spytałem się swoich kolegów z charytatywnych organizacji czy to prawda. Opinia była taka, że i owszem Owsiak uczy Polaków, zwłaszcza młodzież, działań charytatywnych tylko robi to źle. Po pierwsze akcyjność i jednorazowość, podczas gdy działalność charytatywna opiera się raczej na działaniach zaplanowanych i stałych. Po drugie robi się podział na zbierających i dających. To oczywiste, ale spójrzmy na efekty. Zbierający, głównie dzieci, uczą się, że działalność charytatywna to uliczne nagabywanie przechodniów by dali do puszki, co jest antypodami edukacji o pomaganiu. Z drugiej strony – dawcy: ci z chęcią dadzą raz do roku „na Orkiestrę” i hodują cały rok na swoich biurkach i samochodach strzępiące się serduszka. Nasz znak – dałem, raz do roku. Nie sądzę by był to znaczny dorobek w edukacji Polaków pomagania Polakom.

Miałem wrócić do tego co z resztą prawie 50% ze zbiórek. No niechęć do ujawnienia tych mechanizmów jest w przypadku Owsiaka dość usprawiedliwiona. Ta „resztówka” kręci się w rodzinnym holdingu wzajemnych przepływów w transferach do jakiś Mrówek czy Melonów. Niech sobie tam pan Jerzy optymalizuje swoje dochody czy monetyzuje swe zaangażowanie jak chce. W końcu to sprawa pomiędzy nim a jego darczyńcami. (no i trochę prawa, bo jako organizacja pożytku publicznego ma obowiązek raportować publicznie swoje finanse). Ale mi się nie podoba, że duża część zebranej kwoty idzie na Woodstoki, które coraz bardziej z imprez do wyszalenia się młodzieży stają się ideologicznymi spędami wyznawców guru „róbta co chceta”. Tam się odbywają polityczne wiece, spotkania z liderami opozycji i hejty oraz wyzwiska na rządzących, po których sam Owsiak musi przepraszać, z wyroku sądu oczywiście.

Mnie się to nie podoba. Nie tylko dlatego, że jestem starym zgredem, ale uważam, że wydawanie pieniędzy zbieranych na diagnostykę dziecięcego raka i przeznaczanie ich w części na robienie politycznej wody z mózgu młodzieży jest nie do końca uczciwe. Mam prawo tak uważać, gdyż sądzę, że ta korelacja jest dla większości zbierających i dających nieznana.

No i media. Owsiak i jego Orkiestra brylują, bo dzień zbiórki to całodzienny program telewizyjny na żywo. Ma więc Juras super machinę, za darmo. Za darmo? W orkiestrze to tylko artyści grają za free. A reszta? Budowanie scen, kamerzyści, dźwiękowcy, samolot czy czołg dla Owsiaka to myślicie, że są za darmo? Ja jestem ciekaw, ile to kosztuje. A mogło pójść… na dzieci. Co roku odbywa się swoisty rytuał. Jerzy spuszcza z politycznego tonu pod koniec roku, bo zaraz ma mieć Dwójką na cały dzień. A następnego dnia – hura, mamy rekordową zbiórkę przeciwko PiS-owi i Qurwizji. Ale Jerzy to doświadczony slalomowiec, coś tak jak redaktor Lis, który pracował w TVP za „pierwszego PiS-u”, ale jak przyszło PO, to został, choć poglądów nie zmienił. Ba, przedstawiał się jako ofiara PiS-u. Z budżetem ponad 90 tysięcy za odcinek swego show. Męczennik z fakturą.

No i sam Owsiak. Ja miałem przyjemność spotkać go na rozmowach biznesowych parę razy. I muszę stwierdzić, że jeśli chodzi o rozmiar swojego ego, to ustępuje on tylko niedoścignionemu mistrzowi Lechowi Wałęsie, a spotykałem się z obydwoma, więc mam skalę porównawczą. No i ten jego dwór, który tę zarozumiałość wręcz eskaluje, świecąc wzmocnionym, acz odbitym światłem Jurasa. To znaczy Owsiak stara się ukryć tę przypadłość, ale wyskakuje ona od czasu do czasu jak diabeł z pudełka, szczególnie w stosunku do osób, które uważa za stojące niżej (większość), więc nie ma się co sam mitygować.

Najbardziej mi przeszło z Orkiestrą w konflikcie Matki Kurka z Owsiakiem. Bloger dopominał się o rozliczenia finansowe fundacji, czym naraził się na ostrą reakcję naszego wolnościowca. I zobaczyłem jak rzuciły się na Matkę Kurka mediasądy. Wtedy te tuskowo niezawisłe. Był to żenujący spektakl – kim jesteś blogerze, że o to pytasz? Dajesz na Orkiestrę? Nie. To co się dobijasz o rozliczenie? A w ogóle trzeba cię sprawdzić coś za jeden, że tak do Jurasa naszego? Zakończyło się to na poziomie już dennym, kiedy z konferencji prasowej siłą usunięto dziennikarza, redaktora Rachonia, który chciał zadać parę pytań o finanse. Jerzy siedział zadowolony za stołem, zagłuszał pytania dziennikarza, reszta żurnalistów pomrukiwała z aprobatą dla wygonienia nienawistnika, który wyglądał tak jakby się chciał domagać rozliczeń od świętego Franciszka. Co za niesmak… No i Juras zrobił z dziennikarzem „co chciałta”. Ten piewca wolności i liberalizmu zakończył swą ideologię tam, gdzie właściwie się kończy, gdy zerwać wszelkie ozdoby – na finansach.

Nie chcę tu ani oceniać, ani zniechęcać ludzi, którzy dają na Orkiestrę. To każdego sprawa i oczywiście jakiegoś dobra przybędzie. Ale nie chcę też poddać się tej atmosferze szantażu, że jak nie dasz na Orkiestrę to gdzieś tam zabijasz dziecko, bo przez ciebie zabraknie inkubatora. Całego świata nie uratujesz, trzeba więc wybrać jakąś ścieżkę. Ja mam swoje podejście i plan własnej aktywności charytatywnej. Nie ma w nim miejsca dla Orkiestry. Po prostu widzę lepszą lokatę dla swojej dobroczynności. Większe zwroty z finansów na rzecz sprawy, o którą się walczy lub wspiera. Mniejszą tromtadrację, neutralność polityczną, skupienie na dobru, o które chodzi bardziej niż na lansowaniu się w mediach. Nie daję na Orkiestrę, chociażby dlatego, że nie chcę finansować rodzinnego holdingu, którego ubocznym (?) efektem działań jest wpieranie młodzieży nihilistycznej zasady „róbta co chceta”. I tyle. Wiem, że jestem potworem, ale niech chociaż zbawi mnie szczerość mego comming outu, bo na zrozumienie powyższych merytorycznych argumentów i własnych opinii nie liczę. Ze strony wyznawców Orkiestry.

Wiem, zrobiło się żenująco. Wiem, dotknąłem świętości, zbeszcześciłem figurkę skrobiąc lakier i mierząc jej prawdziwą wysokość. To, że się okazało, że nie wszystko jest tak super, że pod farbą nie złoto, zaś figurka wygląda na większą niż jest w rzeczywistości – to już bez znaczenia. Nie wolno weryfikować dogmatu. Dotyka się bowiem wierzeń, czyli już nawet nie przekonań, ale głęboko zinternalizowanych (sorry, za ten językowy wygibus) emocji. Tym samym stawia się pod znakiem zapytania czyjeś nie tyle już zawierzenia, ale postawy. Postawy, których się łatwo nie zmienia, nawet pod presją faktów. Człowiek szuka u siebie potwierdzenia słuszności własnych dokonanych już wyborów i będzie się zawsze opierał faktom, ludziom i okolicznościom, które mogą takie wybory kwestionować. To dotyczy wszystkich, również mnie samego. Dlatego bardziej tu pisałem o swoim odbiorze Owsiaka, mniej o ocenach wyborów innych.

W najbliższą sobotę znowu tłumy młodzieży wyjdą na uliczną zbiórkę ze swoimi puszkami, tłumy dawców wyjdą na ulice by odbyć coroczny rytuał akcyjnej dobroczynności. Celebryci się szczególnie poświęcą – wystawią swoje usługi posprzątania w czyimś domu, albo zlicytują to, że dadzą się zaprosić na kolację (9.600 zł za Klaudię El Dursi, kto to jest? starym…). Odbędzie się kolejne teatrum, odtrąbimy (?) kolejny rekord, w cichości, albo i nie, ducha – przeciwko temu PiS-owi, który robi pod górę Jurasowi, a któremu Juras odważnie się przeciwstawia a my zebraną kasą pokażemy za kim jesteśmy. Poprawi się trochę dziecięca laryngologia. I wszyscy zagrają zadowoleni swoje role. W sumie to dobrze, bo mnie nie interesuje motywacja darczyńców tylko efekt. A zresztą, jak pisałem, uważam zbieranie „na złość” władzy za genialny „łit maketingowy”.

Za rok będzie już 30. Orkiestra. Po raz trzydziesty odbędzie się impreza, w której Polacy zaspokoją swój głód na własną „fajność” pod wodzą guru akcyjnej dobroczynności, kandydata do pokojowej nagrody Nobla. Złośliwi mówią, że w tym roku Owsiak i jego zwolennicy, którzy popierali Strajk Kobiet, będący protestem za zabijaniem chorych dzieci teraz wyjdą na ulicę, by zbierać tym razem na ratowanie dzieci, tyle że inaczej chorych. Ja tak okrutny w analogiach nie jestem, ale wiele zdjęć profilowych zmieni się z błyskawic na serduszka. Potem wrócimy szybko do błyskawic, bo przecież trzeba protestować, gdyż TK opublikował orzeczenie i uzasadnienie. A może jak chce opozycyjny internet – połączyć w jednym dniu Strajk Kobiet i zbieranie kasy? I laryngologia dziecięca zejdzie na dalszy plan. Z przerwą w charytatywności aż do następnego przełomu roku, kiedy Juras wymyśli jakąś nową inicjatywę, która znowu uratuje polską służbę zdrowia.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także